Nie pamiętam kiedy ostatni raz utraciłam w sobie resztki wiary. W sumie to chyba nigdy tak źle się nie czułam. I nikogo za ten stan rzeczy oczywiście nie obwiniam poza sobą. Jesteś sobie sama winna Gradowa. Sorry.
Autodestrukcyjne myśli.
Nie umiem ich opanować! Nie umiem ich powstrzymać. One się kurwa pojawiają w moim łbie I po prostu nie dają mi żyć!
To Twoja wina.
Zasłużyłaś sobie na to.
Karma.
Durna Ty.
No i co? Matka miała rację, że do niczego się nie nadajesz.
Nie wróżę Ci świetlanej przyszłości.
Jesteś beznadziejna.
Przeciętna.
Dobrze Ci tak.
Muszę.
Nie umiem dostrzec ani jednej pozytywnej rzeczy w moim życiu na chwilę obecną. Nic nie sprawia mi radości ani przyjemności. Wszystko wykonuję automatycznie, a chwile spędzone z innymi puszczam w niepamięć w momencie powrotu do domu lub nastania poniedziałku. Działam na autopilocie z wciśniętym guzikiem ‘muszę’.
Muszę rano wstać, muszę umyć zęby, muszę zjeść śniadanie, a potem przez cały dzień muszę ogarniać bałagan w moim życiu na resztkach sił i z udawaną szczęśliwością. Kompletny brak wiary. Każde kolejne niepowodzenie podcina mi skrzydła.
Zaczynam się bać.
Boję się, że któregoś dnia przestanę walczyć. Upadnę i się nie podniosę. Boję się, że nie dam rady, ze nie podołam. Boję się przyszłości. Z każdym dniem I tygodniem przestaję w nią wierzyć. Boję się, że nic tam za rogiem na mnie nie czeka. Że ja już wszystkie swoje życiowe szanse wykorzystałam.
Niech mi ktoś teraz kurwa powie “weź się w garść” albo “będzie dobrze” to dosłownie nie ręczę za siebie!
NIE MAM SIŁY! Po prostu nie mam kurwa siły. Mam doła jak stąd do końca świata. I nie, to wcale nie przez pogodę, brak witaminy D czy niedobór czekolady. NIE. Po prostu wszystko się pojebało, a ja już nie wiem od czego zacząć naprawę. Nie chcę mi się! To nie jest takie “nie chce mi się” z lenistwa. To jest takie “nie chce mi się, bo po co?”
Mam doła
Mam doła. Mega. I szczerze mam nadzieję, że to TYLKO przejściowy dół. Bo generalnie mieszanina doła, wstydu oraz strachu, nie brzmi obiecująco.